Na początek, raz jeszcze zapraszam do polubienia strony bloga na Facebooku.
Znów porzucając na chwilę hippisów, przynoszę Wam do przeczytania coś z fanowskiej fikcji. Niezbyt oryginalnie, bo zajęłam się "Harrym Potterem", ale miałam swoje powody. To niedługie opowiadanko jest urodzinowym prezentem dla przyjaciółki i mam nadzieję, że się spodoba, bo chociaż to nie do końca moje klimaty, starałam się bardzo, bardzo, bardzo!
Sto lat, Dziobaku mój!
☮-☮-☮
WOJNA WYMAGA POŚWIĘCEŃ
- Niech ktoś wyłączy wreszcie ten jazgot! –
jęknął Syriusz.
Wydobywający się ze stojącego na komodzie radia donośny
głos Celestyny Warbeck zakończył właśnie potężnym vibrato refren jednego z tych
smętnych, romantycznych kawałków, których Black szczerze nie znosił.
Ktoś z tłumu gości z ulgą podchwycił pomysł i po
chwili salon państwa Potterów wypełniły szybkie dźwięki rock’n’rolla.
- Czy mogę prosić pana do tańca? – zapytała z
figlarnym uśmiechem młoda kobieta o rudych, sięgających ramion włosach, dygając
z galanterią przed własnym mężem.
- Cóż, nie wiem – odparł, przyglądając się z
uwagą paznokciom swej lewej dłoni i próbując z całych sił powstrzymać drganie
kącików ust. - Być może później rozważę tę propozycję.
- Czyżby wolał pan bawić się dziś w innym
towarzystwie? – Lily usadowiła się na kolanach ukochanego i czule przytuliła policzek
do jego niesfornej czupryny.
- Oh nie, wydało się! – jęknął teatralnie
James. – A miałem nadzieję, że nie zauważysz, że od samego początku miałem
ochotę tańczyć tylko z Łapą!
Lily zachichotała.
- Cóż, szczęście chyba ci nie dopisuje…
W ostatniej chwili przesunęli się na kanapie, by nie
paść ofiarą walcujących energicznie przez pokój Syriusza i rozpływającej się z
zachwytu w jego ramionach Marleny McKinnon. James parsknął śmiechem. Przyjaciel
pokazał mu za plecami partnerki uniesiony w górę kciuk.
- Hobogobliny nieźle grają, nie? – krzyknął,
wykonując przy tym szybki obrót, po czym potrząsnął głową, by odrzucić
opadającą na oczy grzywkę.
Opierający się o gzyms kominka Remus uśmiechnął się
pod nosem na widok tego gestu. Był to uśmiech pełen melancholii, tak doskonale
znany wszystkim jego przyjaciołom. Dręczony niepokojem niemal całe swoje życie
Lupin nawet na przyjęciu urodzinowym najlepszego przyjaciela nie umiał, jak
inni, po prostu dobrze się bawić. Myśl o grożącym im wciąż niebezpieczeństwie nie
dawała mu spokoju.
Upił łyk rumu porzeczkowego ze swojego kieliszka i
skrzywił się nieznacznie. Przez moment znów mignęła mu w tłumie sylwetka
Syriusza. Na krótką chwilę ich spojrzenia spotkały się. Remus nie mógł
powstrzymać cisnącego się na usta uśmiechu, kiedy dostrzegł w szarych oczach
przyjaciela tak charakterystyczne, chyba nigdy niegasnące ogniki radości.
Machnął dyskretnie różdżką w stronę radia. Muzyka ucichła
nieco, choć wciąż była wystarczająco głośna, by zagłuszać bębniące o parapet krople
pierwszej porządnej marcowej ulewy.
Piosenka skończyła się. Syriusz z nonszalancją
ucałował dłoń zarumienionej od tańca Marleny.
Alicja Longbottom, ubrana w śliczną, błękitną
sukienkę bez rękawów, wkroczyła do salonu za unoszącym się w powietrzu talerzem
z niewielkim, lecz ślicznie przyozdobionym tortem.
- Zdrowie Jamesa! – zakrzyknął donośnym barytonem
Fabian Prewett, unosząc szklankę z resztką swojej ognistej whisky Blishena.
Siedząca obok niego siostra obrzuciła krytycznym spojrzeniem jego
niezdrowo zaczerwienione policzki. Otwierała już usta, by skomentować jakoś
zachowanie brata, ale mąż złapał ją za rękę i mruknął uspokajająco:
- Daj spokój, Molly. To w końcu urodziny
Jamesa. Wszystkim nam należy się odrobina odpoczynku od tego wszystkiego. Za
Jamesa! – dodał już głośniej, nie puszczając jednak jej dłoni.
- Za Pottera! – Po pokoju rozszedł się gwar
nierówno wypowiadanych życzeń i wznoszonych raz po raz toastów.
- Twoje zdrowie, Rogacz – powiedzieli cicho
Remus i Syriusz, unosząc w górę kieliszki.
*
- Jak ci się podoba impreza, Luniaczku? –
zapytał zaczepnie młody Black, podchodząc kolejny raz do obserwującego
przyjęcie Remusa. – Nie zauważyłem, żebyś jakoś świetnie się bawił. Spójrz
tylko, nawet Glizdek nie jest dzisiaj aż takim sztywniakiem jak ty.
Remus wywrócił oczami i wzrokiem odszukał
przyjaciela.
Peter Pettigrew siedział w jednym z obitych perkalem
foteli, pogryzając kruche ciasteczka przyrządzone przez Molly Weasley. Od czasu
do czasu wzdrygał się gwałtownie na dźwięk tej czy innej dosadnie wyrażonej
myśli Alastora Moody’ego, który prowadził z nim dziwnie przypominającą monolog
rozmowę, nie przejmując się zupełnie tym, że rozmówca wyraźnie nie jest
zachwycony jego towarzystwem.
Lupinowi drgnęły delikatnie kąciki ust. Glizdogon
był czasem niesamowicie pocieszny w tej swojej nieporadności. Chyba właśnie za
to lubili go Syriusz i James. Remus szczerze wątpił, by pałali oni do Petera
sympatią z powodu jego przesadnej uniżoności czy faktu, że zawsze, nie do końca
bezinteresownie, lgnął do silniejszych i lepiej postawionych od siebie. Był
jednak częścią ich dawnej szkolnej paczki, ich starym przyjacielem. Gdyby
zaszła taka potrzeba, zrobiliby wszystko, by wyciągnąć go z tarapatów. Ufali
też, że i on zrobiłby to samo dla nich.
- W ogóle mnie nie słuchasz. Co z ciebie za
przyjaciel? – poskarżył się żartobliwie Syriusz. – Idź lepiej trochę poszaleć,
bo osiwiejesz zupełnie jeszcze przed trzydziestką, jak będziesz się tak ciągle
wszystkim przejmował. Patrz, Dorcas nie może od ciebie oderwać wzroku cały
wieczór. Gołym okiem widać, że cię lubi. Rusz ten swój wilczy zadek i poproś ją
wreszcie do tańca.
Remus wbił wzrok w swój kieliszek. Jemu też wydawało
się, że kobieta coś do niego czuje, ale przecież nie mógłby dać jej nadziei
tylko po to, by później ją odrzucić. Bo na nic innego nie mógłby sobie
pozwolić. Nie on.
- Pamiętaj, Remusie, że świat potrzebuje
miłości. Bez niej wszyscy bylibyśmy nic niewarci.
Lupin wzdrygnął się, przestraszony słowami
Dumbledore’a, który pojawił się nagle tuż przy nim, odpowiadając w dodatku na
jego najskrytsze myśli. Staruszek uśmiechał się delikatnie, choć widać było, że
jest czymś bardzo zatroskany.
- Nie zapominajmy, że trwa wojna, Albusie.
- Masz rację, o tym nie można zapominać. Ale
czyż właśnie w takich niespokojnych czasach nie potrzebujemy być jeszcze bliżej
siebie nawzajem? Czas już na mnie – zwrócił się do przechodzącego właśnie obok
Jamesa. – Wybacz, że nie mogę zostać dłużej, ale sam rozumiesz… Przepraszam cię
też za niebyt oryginalny prezent, ale widzę, że na szczęście inni wyjątkowo cię
dziś rozpieszczają.
- Daj spokój, uwielbiam kandyzowane ananasy! A
co do skarpetek, ich nigdy nie ma się za dużo – uśmiechnął się James.
Dumbledore puścił do niego oko znad swoich okularów
połówek, w których nagle wyraźniej odbił się ogień płonący na kominku. Właśnie pojawiła
się w nim głowa mężczyzny o sympatycznej, inteligentnej twarzy.
- Podobno ktoś tu ma dziś urodziny! –
wykrzyknęła radośnie. – Wszystkiego dobrego, James!
- Frank! Dzięki, że wpadłeś! No, przynajmniej
częściowo – uradował się solenizant, klękając przy kominku. Ponad jego
ramionami inni goście także spoglądali w płomienie, bo każdy chciał chociaż
przelotnie przywitać się z powszechnie lubianym Longbottomem.
- Chciałem wyrwać się z pracy, ale niestety
muszę jeszcze zostać. Dobrze, że chociaż Alicja mogła przyjść. I jak mija wam
wieczór? Widzę, że nieźle się bawicie.
- Zawsze nieźle się bawiliśmy. Już po prostu
weszło nam to w krew – uśmiechnął się Syriusz, wymieniając porozumiewawcze
spojrzenia z Jamesem, Remusem i Peterem.
Głowa Franka drgnęła nagle i mężczyzna powiedział
cicho:
- Muszę już iść. Jeszcze raz wszystkiego
dobrego, James. Do zobaczenia.
Po chwili z płomieni zniknęły wszelkie oznaki magii,
a tłum wokół kominka przerzedził się nieco.
- Ja niestety też wychodzę. Życzę wszystkim
dobrej nocy. Widzimy się niedługo – pożegnał się z zebranymi Dumbledore, po
czym założył na siebie nieco zbyt krótką mugolską pelerynę przeciwdeszczową
wykonaną z cienkiej, fioletowej folii, pomachał na do widzenia i wyszedł z domu
państwa Potterów w deszczowy późnomarcowy wieczór.
- Szkoda, że Albus nie mógł zostać dłużej –
zwróciła się do męża Lily, kiedy za staruszkiem zamknęły się drzwi. – Zresztą,
to bardzo miło z jego strony, że w ogóle wpadł. Ma przecież tyle na głowie…
- Myślę, że przyszedł głównie z powodu niewidki
– mruknął zasępiony nagle James. – Poza tym, nie on jeden musiał już iść. – Mężczyzna
wskazał głową na kolejnych zbierających się do wyjścia gości.
Gideon i Artur podtrzymywali chwiejącego się
delikatnie Fabiana, który, ku uciesze zebranych, zaczarował właśnie poustawiane
na półkach bibeloty, sprawiając, że zaczęły krążyć wokół głowy jego siostry.
Udręczenie na twarzy Molly wskazywało na to, że jej zdecydowanie nie podobają
się takie wygłupy, ale powstrzymała się od uwag, pamiętając o czym wcześniej wspominał
jej Artur. Nie chciała zresztą wszczynać awantury, bo spieszyło jej się do domu,
gdzie czekali na nią synowie pozostawieni pod opieką jej wyjątkowo zrzędliwej i
wiecznie niezadowolonej ciotki Muriel.
Jednym szybkim ruchem różdżki odesłała na miejsce
wyjątkowo natrętną porcelanową figurkę, która obijała się o jej czoło, obrzucając
przy tym swego bawiącego się świetnie brata spojrzeniem godnym bazyliszka.
- Naprawdę mam nadzieję, że żadne z naszych
dzieci nie odziedziczyło tej skłonności do głupich żartów. – Kobieta zwróciła
się do męża.
Artur odchrząknął, natychmiast przestając się
uśmiechać, choć bawił go widok kłapiącej przykrywką pozytywki, unoszącej się
nad głową jego żony. Wiedział, że nie warto złościć Molly, ale skrycie miał
nadzieję, że jego synowie będą jednak odznaczali się poczuciem humoru.
Kiedy bracia Prewettowie wraz z siostrą i jej mężem
opuścili już przyjęcie, na stole w salonie zaczęły pojawiać się przenoszone z
kuchni przez Alicję i Lily tace pełne poukładanych w schludne stosy kanapeczek.
- Beniowi by się to spodobało – mruknął
markotnie Remus, wspominając w myślach wiecznie głodnego przyjaciela.
Uśmiechniętego, wygadanego, lubianego przez wszystkich.
Przypomniał mu się dzień, w którym Frank poinformował ich o odnalezieniu jego ciała, a raczej tego, co z niego zostało. Śmierciożercy po prostu rozwalili Benia na kawałki. Remus nigdy nie potrafił sobie wyobrazić, że ktoś może świadomie czynić tyle zła. Kiedy przychodziły czasem godziny kryzysu, kiedy nie wiedział, czy na pewno dobrze zrobił opowiadając się po stronie, która chciała walczyć, kiedy dopadały go wątpliwości, czy nie lepiej byłoby wybrać łatwiejszą drogę, wystarczyło pomyśleć, że żaden z jego przyjaciół nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. Nawet najgorszemu wrogowi.
Przypomniał mu się dzień, w którym Frank poinformował ich o odnalezieniu jego ciała, a raczej tego, co z niego zostało. Śmierciożercy po prostu rozwalili Benia na kawałki. Remus nigdy nie potrafił sobie wyobrazić, że ktoś może świadomie czynić tyle zła. Kiedy przychodziły czasem godziny kryzysu, kiedy nie wiedział, czy na pewno dobrze zrobił opowiadając się po stronie, która chciała walczyć, kiedy dopadały go wątpliwości, czy nie lepiej byłoby wybrać łatwiejszą drogę, wystarczyło pomyśleć, że żaden z jego przyjaciół nigdy nie zrobiłby czegoś takiego. Nawet najgorszemu wrogowi.
Peter spojrzał na przyjaciela z dziwnym wyrazem
twarzy. Zwykle unikali rozmów o tych, którzy odeszli. W dodatku byli właśnie na
przyjęciu urodzinowym Jamesa, więc mężczyźnie wydawało się, że tym bardziej
Remus nie powinien tego mówić. Z drugiej strony, on pomyślał dokładnie to samo.
Benio Fenwick zawsze był wielkim łasuchem. To on najbardziej i najgłośniej
chwalił wszelkie wyroby kulinarne Alicji czy innej z koleżanek. Był
osobą, której brakowało wszystkim, ale też nie jedyną, która zginęła z rąk
popleczników Voldemorta. Glizdogon był zdania, że powinno się o nich pamiętać,
ale nie przywoływać wspomnień o nich zbyt często. Kiedy myślał o wszystkich
złych zdarzeniach, w które owocowała wojna, zawsze zaczynał się bać. Nigdy nie
był tak odważny jak jego przyjaciele. A przecież Dumbledore tyle razy powtarzał,
że strach może prowadzić tylko do bólu i cierpienia.
*
Dom wypełnił nagle dźwięk głośnego pukania do drzwi.
James wyjrzał z kuchni, ale Syriusz uprzedził go i wołając, że otworzy, pobiegł
w stronę przedpokoju.
- Pewnie Elfias wrócił po swój największy skarb
– zaśmiał się, zaklęciem przywołując z wieszaka jadowicie zielony kapelusz o
ogromnym rondzie, którego dumnym posiadaczem był Dodge.
Zamaszystym ruchem otworzył drzwi wejściowe,
kłaniając się w pas i wywijając niezwykłym nakryciem głowy, nim w ogóle spojrzał, kogo właśnie wpuszcza do domu.
- Syriusz – powiedział wypranym z emocji głosem
Regulus Black.
W jednej chwili różdżka znajdująca się w ręku jego
brata została wycelowana wprost w niego.
- Czekaj! – krzyknął Regulus, robiąc gwałtowny
unik. Czerwony strumień światła minął jego ramię o milimetry.
- Zdrajca! – ryknął w furii Syriusz. – Sługus
Voldemorta!
Krótki moment jego nieuwagi został natychmiast
wykorzystany. Różdżka wyrwała się z jego dłoni. Regulus złapał ją w locie.
- Posłuchaj mnie, muszę zobaczyć się z
Dumbledore’em. Natychmiast.
Syriusz parsknął histerycznym śmiechem. Do korytarza
wpadła grupka ludzi, z których każdy trzymał w pogotowiu różdżkę.
James i Remus w osłupieniu wpatrywali się w dawno
niewidzianego młodszego brata swego przyjaciela, o którym wiedzieli, że
przystał do śmierciożerców, a który stał teraz w progu tego domu, jak gdyby po
prostu postanowił wpaść z koleżeńską wizytą.
- Ścierwo! – warknął Alastor, w myślach
wymawiając formułę zaklęcia, które jednak odbiło się od wyczarowanej przez
młodszego Blacka tarczy i śmignęło tuż nad głową Petera kulącego się przy
schodach.
- Muszę porozmawiać z Dumbledore’em! –
powtórzył Regulus.
- Z nikim nie będziesz rozmawiał! – Twarz
Syriusza wykrzywiał okropny grymas. Mężczyzna rzucił się na brata, zaciskając
palce na jego szyi.
- Voldemort!... – wykrztusił młodszy z braci, z
trudem łapiąc powietrze. – On jest… Nieśmiertelny!
- Puść go, Syriuszu – powiedział cichym, ale
pewnym głosem pobladły na twarzy Remus. – O czym mówisz? – zwrócił się ostrym
tonem do Regulusa, który oddychał ciężko, trzymając się za gardło.
- On stworzył horkruksa. Widziałem go. Muszę
rozmawiać z Dumbledore’em!
- I dlaczego niby miałbyś nam o tym mówić, co?
Myślisz, że nie zorientujemy się, co on chce przez to osiągnąć? Nie jesteśmy
głupcami, wiemy jakimi sposobami działa!
- Przede wszystkim zamknijcie te drzwi. Nie
musimy aż tak ułatwiać śmierciożercom zamachu na nasze życia – odezwał się
Moody.
Drzwi zamknęły się natychmiast. Auror złapał
brutalnie młodszego Blacka za przód szaty, odbierając mu także obie różdżki i
przekazując je Syriuszowi, którego twarz wyrażała czystą furię. Wprowadził Regulusa
go do salonu, gdzie pchnął go na fotel.
- Incarcerous – powiedział krótko. - Teraz mów.
- Jeśli skłamiesz, dowiemy się o tym –
powiedział chłodno James, stawiając na stole lśniący fałszoskop.
- Nigdy nie kłamię – rzucił Regulus z pogardą,
choć jego głos załamał się lekko. – Czarny Pan… Voldemort… Rozszczepił duszę.
Zrobił to. Horkruks to medalion Slytherina, wiem to na pewno. Widziałem go,
czułem jak pulsowało w nim życie.
- I co, tak cię to obrzydziło, że przyleciałeś
naskarżyć na niego Dumbledore’owi? – Syriusz wpadł w stan lekkiej histerii,
wciąż jednak zachowując coś ze swej zwykłej nonszalanckiej niedbałości. – Jak
zabijał setki niewinnych ludzi, był cacy, ale jak sam coś sobie rozerwał to już
nie jest?
- Nic nie rozumiesz. – Ostry ton głosu Regulusa
zaskoczył wszystkich. Dostrzegli w jego postawie coś z rozpaczliwej desperacji,
jedynie maskowanej pogardą. Było jakieś podobieństwo między nim a Syriuszem, choć
nikt nie przyznałby tego na głos. – Kiedy dusza jest rozszczepiona, jej
właściciel jest praktycznie nieśmiertelny. Dopóki nie zniszczy się horkruksa,
nie można też zniszczyć Voldemorta.
- Po
krótkiej przerwie na reklamy wracamy do waszej ulubionej audycji – oznajmił
nienaturalnie wesoły głos radiowego spikera. – Już za chwilę zagrają dla was Niewerbalne Mandragory, zostańcie z…
Kiedy Lily Potter opuściła swoją różdżkę, w domu zapadła
absolutna cisza. Na twarzy kobiety nie odbijały się żadne emocje. Wbijała tępy
wzrok w blat stołu, intensywnie próbując ułożyć sobie w głowie to, czego
właśnie dowiedzieli się od Regulusa. Nagle uderzył ją bezsens prowadzonej przez
nich walki. Jaki cel miało stawianie oporu, jeśli ich przeciwnik rzeczywiście
nie mógł zostać pokonany?
- Wiesz gdzie on jest? Horkruks? – odezwał się
Moody, przeszywając młodszego Blacka spojrzeniem swych ciemnych, paciorkowatych
oczu.
- Nie. Ukrył go. – Mężczyzna opuścił głowę.
Czarne włosy opadły mu na twarz, zasłaniając wzbierające w oczach łzy.
- Dlaczego tutaj przyszedłeś? – wycedził przez
zęby Syriusz. - Swoim koleżkom też powiedziałeś gdzie nas szukać?
- Nie. Musiałem porozmawiać z Dumbledore’em,
myślałem, że tutaj go znajdę. Musiałem o tym powiedzieć.
- Żebyśmy uwierzyli, że nie możemy go pokonać,
tak? Żeby odebrać nam nadzieję?! – Starszy z Blacków uderzył pięścią w stół.
Policzki drgały mu w nerwowym tiku. W jego oczach czaiła się żądza mordu.
- Nie! Posłuchaj mnie choć ten jeden raz,
Syriuszu! Zrozumiałem, że Voldemort nie dąży już tylko do oczyszczenia rasy.
James syknął, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi.
– On chce rządzić nami wszystkimi, chce żebyśmy byli jego sługami, podnóżkami! - kontynuował Regulus - Przelewa czystą krew na równi z krwią mugoli! Nie za to chciałem walczyć, rozumiesz?
James syknął, ale nikt nie zwrócił na niego uwagi.
– On chce rządzić nami wszystkimi, chce żebyśmy byli jego sługami, podnóżkami! - kontynuował Regulus - Przelewa czystą krew na równi z krwią mugoli! Nie za to chciałem walczyć, rozumiesz?
Syriusz wstał gwałtownie z kanapy, na której
siedział i wyszedł do kuchni, by nie słuchać więcej tego, co mówił jego brat.
Nie mógł uwierzyć, że naprawdę są spokrewnieni. Nawet jeśli Regulus postanowił
sprzeciwić się Voldemortowi, wciąż był przecież taki sam jak dawniej. Taki sam
jak ojciec i matka. Jak prawie każdy w tym przeklętym, zawsze czystym, starożytnym rodzie Blacków. I jednocześnie zupełnie
inny niż on sam.
*
- James, on nie ma dokąd pójść, rozumiesz? –
mówiła głośnym szeptem Lily, choć zaczynała już tracić cierpliwość.
- Mówię ci, że nie obchodzi mnie los śmierciożerców!
- Ten śmierciożerca
to brat twojego przyjaciela! Poza tym powiedział, że odłączył się od
Voldemorta.
- Świetnie, w takim razie już pędzę się z nim
zaprzyjaźnić! – parsknął ironicznie James. – Lily, to jest gnojek, który
najchętniej pozbyłby się wszystkich mugolaków, z tobą na czele, a ty chcesz,
żeby zamieszkał w naszym domu!
- To, że ktoś jest gnojkiem, nie znaczy, że nie
należy dać mu szansy! Spójrz tylko na siebie! – Kobieta wyszła szybkim krokiem
z sypialni.
Drzwi zatrzasnęły się za nią z donośnym hukiem.
Drzwi zatrzasnęły się za nią z donośnym hukiem.
Na schodach wpadła na dziwnie skurczonego w sobie
Petera.
- Alastor już wyszedł. Remus pilnuje waszego gościa.
Ja… Ja też będę się zbierał. Mam… Muszę coś załatwić. Chciałem pożegnać się z
Jamesem, ale chyba już pójdę. Tak…
- Jasne. Dzięki, że przyszedłeś, Glizdku. Do
zobaczenia – powiedziała Lily, próbując ukryć złość i rozżalenie, które opanowało
ją po kłótni z mężem. Z tego wszystkiego nie zwróciła nawet uwagi na nerwowe zachowanie
przyjaciela.
- Regulusie, jeśli chcesz, możesz tutaj zostać.
Rozumiem, w jakiej sytuacji się znalazłeś.
Remus obrzucił Lily zdziwionym spojrzeniem.
Wiedział, że zawsze stara się być szlachetna i dobra, ale nie pomyślałby nigdy,
że mogłaby zaproponować nocleg w swym domu śmierciożercy.
- Nie mam zamiaru zdawać się na łaskę zwykłej szlamy
– syknął Black pogardliwie, nawet nie zaszczycając kobiety spojrzeniem.
- ODSZCZEKAJ TO! – ryknął James, stając w progu
salonu i celując różdżką we wciąż związanego liną gościa.
- Nie mam zamiaru. – Regulus uniósł dumnie głowę.
- James, nie! – krzyknęli jednocześnie Lily i Remus,
wiedząc, co za chwilę nastąpi.
Mężczyzna obrzucił ich szybkim spojrzeniem. Nozdrza
drgały mu niebezpiecznie mocno. Opuścił różdżkę. Nagle jednak machnął nią
krótko, nim ktokolwiek zdążył zareagować. Sznur oplatający Regulusa opadł na
podłogę, przecięty.
- Wynoś się – warknął Potter.
Black podniósł się i szybko wyszedł z domu, nawet nie
oglądając się za siebie.
- James… – szepnęła Lily. Po jej policzkach spływały
łzy.
- Powinieneś przynajmniej oddać mu różdżkę – dodał
spokojnie Remus, wstając od stołu, przy którym siedział. – To w końcu brat
Syriusza, a grozi mu teraz wielkie niebezpieczeństwo.
- Świetnie! – prychnął mężczyzna. Sarkając pod nosem,
przywołał różdżkę Regulusa i wyszedł w noc.
*
- Czekaj! – James złapał Regulusa za ramię, po czym
wcisnął mu w dłoń różdżkę. – Przyda ci się.
Black obrzucił go spojrzeniem, którego ten nie
potrafił rozszyfrować.
- I co, nie zamierzasz rzucić na mnie żadnego
uroku? Nic? – zakpił, próbując ukryć drżenie głosu, ale i tak zdradzały go
mokre policzki, błyszczące delikatnie w świetle ulicznych latarni.
- Tym razem masz szczęście – burknął James. - Lily
jest stanowczo zbyt dobra dla wszelkiego rodzaju ścierwa. Zabiłaby mnie, gdybym
teraz coś ci zrobił. Ale spróbuj tylko jeszcze kiedyś wejść mi w drogę…
- Nie potrzebuję jej litości. Zabij mnie, jeśli
chcesz – wycedził Regulus. – Wszystko mi jedno. I tak nie dożyję końca tej
wojny. Już Czarny Pan o to zadba, kiedy dowie się, że znam jego sekret. A będzie
wiedział niedługo. Zdawałem sobie z tego sprawę, kiedy postanowiłem tu przyjść.
Liczę się z tym, że od tej chwili nigdy już nie będę bezpieczny i…
I nagle James zrozumiał, że Regulus tak naprawdę
zrobił dla sprawy więcej, niż cały Zakon Feniksa. Podczas gdy oni siedzieli
bezpiecznie w swych domach, od czasu do czasu wyłapując jednego czy dwóch
śmierciożerców, ten dzieciak ryzykował życie, by odkryć tajemnice swego pana.
Co więcej, zdecydował się przyjść do nich, mimo całej nienawiści, jaką przecież
musiał wcześniej ich darzyć. Przekazał
im informację, bez której nie mieliby najmniejszej szansy pokonać Voldemorta. Bez
której szliby na pewną śmierć! Przyszedł i powiedział im to, wiedząc, że mogą
nawet próbować go zabić. James nie mógł znieść myśli, że chłopak narażał się,
by im pomóc. Że złamał w tym celu wszystkie swoje zasady.
- Nie musisz zginąć – odezwał się cicho, przerywając
monolog Regulusa. – Lily miała rację. W końcu jesteś bratem Syriusza. Ja…
Przepraszam – skrzywił się. – Zostań u nas. Nie będziesz wychodził, Voldemort
cię tutaj nie znajdzie. Możesz nam pomóc, przejść na naszą stronę.
- Już to zrobiłem –powiedział krótko Regulus. –
Ja jestem przegrany, ale wy dzięki temu ciągle jeszcze możecie wygrać. Wojna
wymaga poświęceń. – Black odwrócił się i ruszył w kierunku furtki.
James ponownie złapał go za ramię.
James ponownie złapał go za ramię.
- Nigdy bym nie pomyślał, że ktoś taki jak ty zrobi
tyle, by nam pomóc. Dziękuję.
Przez krótką chwilę patrzyli sobie w oczy. Potem
twarz Regulusa znalazła się nagle zaledwie parę centymetrów od twarzy Jamesa.
Potter nawet nie zdążył zareagować, kiedy ciepłe usta chłopaka dotknęły jego
własnych. Pocałunek trwał jedynie kilka sekund, ale zawarta była w nim każda targająca
Regulusem emocja. Wszystko, co czuł do Jamesa odkąd pierwszy raz zobaczył go
jeszcze w szkole, strach powodowany groźbą bliskiej śmierci, wątpliwość, czy
rzeczywiście podjął słuszną decyzję odwracając się od Czarnego Pana...
Niemożliwe do dalszego tłumienia w sobie uczucia zmusiły go teraz do aktu
ostatecznej desperacji. Przecież wiedział, że prawdopodobnie nigdy już nie
zobaczy tych wiecznie rozczochranych, czarnych włosów Jamesa, jego brązowych
oczu skrytych za prostokątnymi okularami. Że nie usłyszy jego melodyjnego głosu
ani nie poczuje tego pewnego uścisku na swoim ramieniu.
Kiedy Regulus Black deportował się sprzed domu
Potterów, w jego głowie panował zupełny chaos, a gorzkie łzy wypływały z jego
szarych oczu i ciekły po zmarzniętych policzkach, zostawiając na nich lśniące
ślady.
James stał dłuższą chwilę w ogrodzie, pogrążony w
myślach. W końcu wrócił do domu, gdzie czekała na niego żona i dwójka
najlepszych przyjaciół. Nigdy nikomu nie opowiedział o tym, co zaszło tamtego
wieczoru w ogrodzie i tak samo nigdy nie przyznałby się do tego, że przepłakał
wiele godzin, kiedy dowiedział się od Syriusza o tajemniczym zniknięciu jego
brata. Aż do końca był pewien, że chłopak zginął z ręki Voldemorta. Nie
wiedział, że ten los był pisany komu innemu.
Gdy ponad dwa lata później Ten-którego-imienia-nie-wolno-wymawiać
stał na progu jego domu, celując różdżką wprost w niego i uśmiechając się
szeroko, jak gdyby zabijanie było najlepszą z możliwych zabaw, Jamesowi stanął
przed oczyma obraz znikającego w ciemnościach marcowej nocy Regulusa. A potem
życie uleciało z niego, jak wcześniej z Benia Fenwicka, Caradoca Dearborna, Marleny
McKinnon, Edgara Bonesa, Gideona i Fabiana Prewettów, Dorcas Meadowes i tylu
innych, którzy zginęli, bo odważyli się stawić opór.
„Wojna wymaga poświęceń” było ostatnim zdaniem,
które zdążył sobie przypomnieć James Potter, nim padł na podłogę niczym
pozbawiona życia kukła.
Nigdy nie dowiedział się, że dokładnie ta sama myśl
towarzyszyła samotnej śmierci Regulusa Blacka.
Będę pierwsza? Powinnam być pierwsza. Jako, że to prezent dla mnie. I jestem z tego tak cholernie dumna! Przeczytałam to ze dwie godziny z hakiem, więc trochę ochłonęłam i może lepiej, że dopiero teraz piszę komentarz. Bo czytałam na komórce siostry, a stamtąd komentarzy to nie mogę, a potem czekałam z nią tekst na wykład, który opowiadał o mnóstwach ciekawych rzeczy i nie miał przecinków w ogóle. Autor mówił, że magia homeopatyczna opiera się na podobieństwie zakładając że rzeczy podobne są identyczne, więc magia ta nie istnieje, ogólnie rzecz biorąc jeśli jego analiza jest prawidłowa, czego nie wie, więc wyciąga z niej związki. Czy wiedziałaś może, że jedną z praktyk Indianów było opuszczanie żołądka, czego skutkiem były długotrwałe wymioty? Aby przestać rzygać, wzywany był szaman, który wyciągał własny żołądek, wijąc się z bólu, by przekazać choremu jego własny. Poza tym dzieci lubiły bawić się w poród. Z kolei żeby kobieta mogła urodzić bezpłodne dziecko, trzyma się nad jej głowo koguta, a to dziecko spada z nieba na jej kolana. Jedno z plemion w Nowej Gwinei czci kaktusy, które są bogami ognia i prosi je o deszcz, a następnie wyrywa je i zjada. I więcej tego typu ciekawostek, których nie będę już przytaczać, bo nie chcę pisać w tym komentarzu o nosensach, które rozkminiałyśmy zdanie po zdaniu, a póki co dopiero "ogarnęłyśmy" połowę, bo całość ma 45 stron. Co więcej, autor uważa ludy praktykujące magię za ciemnotę, dzikich i głupich, bo magia nie istnieje, więc oni nic nie praktykują.
OdpowiedzUsuńPrzechodząc wreszcie do tego komentarza, koniec dygresji. W końcu wzięłam wtedy od siostr telefon, żeby to przeczytać, bo ona wciąż analizowała to na wykład na kompie. Określiła moją reakcję jako:
"bezcelowe rzucanie się i piski radości na kanapie w stolicy", ale mogę to usprawiedliwić - doszłam wtedy do momentu z pocałunkiem. Chociaż pocałunek powinien być bardziej dwustronny.
NAPRAWDĘ STARAM SIĘ PISAĆ PO KOLEI.
Jak Zuz spojrzała na adres, to stwierdziła, że brzmi to jak groźba albo obelga, coś jak "chuj ci w dupę" i potem przestawiłyśmy i wyszło "kwiat ci w dupę" i "chuj ci we włosy".
CZY MOGĘ WRESZCIE PRZEJŚĆ DO TEKSTU.
W rzyyyyciu nie spodziewałabym się tak zajebistego pomysłu i szczerze mówiąc do wczoraj nie sądziłam że możesz o tym pamiętać XDD Chociaż skoro Sumi pamięta, no to ten, wiadomo. I poza tym skoro ci pomagała (widzę jej rękę, aha, aha), to cóż... W ogóle tak chwalebny tytuł jak "Wojna wymaga Papieża na dansingu u Potterów, czyli tytuły są chujowe, ale Regulus nie, więc spoko" (tak wiem, że on nie jest tak oficjalny jak w tytule postu) sugeruje coś bombowego, wystrzałowego i w ogóle takiego przez co giną ludzie (na przykład ja, z nadmiaru fangirlu).
Khę khę. W ogóle nie spotkałam się nigdy z czymś takim. Mam na myśli, ludzie dużo piszą fanfików o Huncwotach za czasów Hogwartu, o tym jak rozrabiają, o Lily Evans, czasem są gejozy, OCki + Ten-Z-Czwórki (właściwie trójki) - Któremu-Dałabym-Się-Przelecieć (no, mery sujki, wiesz), ale deficyt jest takich w takim okresie. Plus już absolutnie mnie zaskoczyłaś ideą Regulusa, który informuje Zakon o horkruksach. Mam na myśli - Regi był w mojej głowie zawsze takim bohaterem zupełnie samotnym, który jest z jednej strony zbyt dumny, a z drugiej zbyt żałosny w swojej pysze, żeby pozwolić komuś innemu walczyć w sprawie tego, co on odkrył. Z drugiej kolei strony, bo trudno mi wytłumaczyć o czym dokładnie mówię, jego ruch z informacji książkowych wydawał się być tak spontaniczny, że w ogóle nie miałby czasu przed śmiercią, by powiedzieć o tym komukolwiek. Samotny, trochę zgorzkniały, cierpiący, nie dzielący się absolutnie z nikim tym czego się dowiedział - bardzo mi się to utarło. Dlatego być może cała koncepcja była dla mnie aż takim zaskoczeniem. Bardzo pozytywnym, oczywiście.
pfu pfu part 2
UsuńKrocząc dalej moim zdaniem na temat absolutnie doskonale, w świeżym świetle przedstawionych bohaterów, rzucam się na Remusa. Bo go kocham, to po pierwsze. A po drugie, jest taki Remusowaty.
"Upił łyk rumu porzeczkowego ze swojego kieliszka" - jak to? Nie sok dyniowy? Jak oni szybko dorastają!
Miałam nadzieję na jakąś dosadniejszą aluzję Syriusz x Remus, ale potem totalnie o tym zapomniałam, w świetle postaci młodszego Blacka. Ale! Samo mi się uśmiecha, jak patrzę na imiona i nazwiska pojawiające się w opowiadaniu. Raju, tak mi ciepło, ha. Tylko na Glizdogona oczywiście mi trudno zerknąć z sympatią, szczególnie z komentarzem dotyczącym tego, że pozostali wyciągnęliby go z każdych tarapatów. Robi mi się trochę niedobrze.
I w końcu pojawia się moje ukochane dziecko! ;_; Tak bardzo relacja brat-brat. tak bardzo Blackowie, Syriusz jak szarmancki wcześniej podczas przyjęcia, potem tak gniewny i być może trochę zraniony, bo to jest kurde jego rodzina, a on go nienawidzi. Emocje tak cudownie zarysowane. Cała sytuacja taka, że płakać się chce. I to o czym pisałam wcześniej, wieści z jakimi przychodzi Regi. Nehehe, zdumienie.
"Wiedział, że zawsze stara się być szlachetna i dobra" - Lily pomimo tego, że była kochająca i oddała swoje życie za Harry'ego, zawsze wydawała mi się być nie w porządku. Taka nadęta, uporządkowana, jakby dopiero później się "naprawiła" i tym zdaniem trochę mi przypomniałaś o tej drugiej stronie jej osobowości. Ta propozycja była... Łal. Cóż. Łał. Ale Reg to Reg, więc jak inaczej mógł odpowiedzieć.
*Głęboki wdech*
No i zbliżamy się do tej sceny. N a p r a w d ę boli czytanie tego, co sądził na temat Regiego James. W sensie, ał. Wiadomo, jakby inaczej go postrzegać? Jednak... Ał. Postawa Regulusa bardzo pokrywa się z tym, co o nim piszę w jednym one-shotcie, którego nie jestem w stanie dokończyć. Jego "Zabij mnie, jeśli chcesz" jest tak przykre i... Przykre. Ogólnie rzecz biorąc przekopiowałabym tu teraz cały akapit, ale to mijałoby się z celem, bo mogę tak czy siak zaznaczyć co o nim myślę. Tłumienie uczuć, które się w nim wzbierają, starannie zakrywanie wszystkiego arogancką maską, to całe poniekąd noszenie kota - jak mnie cholernie rani czytanie o tym. Odkrywam w sobie - znowu - masochistkę. Ups. I te szare oczy zwróciły na mnie swoją uwagę. Bo jakoś zawsze wyobrażałam sobie Regiego z czekoladowo brązowymi albo głęboko zielonymi - jakby nie były stworzone do jego zwyczajowych zimnych i pogardliwych spojrzeń, a taki z szarymi oczami wydaje mi się bardziej dziwny i ehm, dosłowny?
No i to zawiązanie akcji na końcu. Piękne ;_;
Ogólnie rzecz biorąc, starałam się maksymalnie skupić na tym komentarzu, bo ci się tak kurwa mocno należy, że ja nie mogę, więc się bardzo bardzo dbałam o każde zdanie i mam nadzieję, że wyszło. Było trudno, bo za ścianą siostra wciąż dyskutuje z rodzicami, którzy przed chwilą wrócili sens tego pojebanego tekstu.
I wreszcie dam upust swoim emocjom:
fbkewnfmshfhbnskjhjnhadndlfhlsdhfsdnclsdkjflyweflnsdmjsfhjdsfkelfjdsfksfhsdnxlhlsdfuslhejfklseh
<333333333333333333333333333333333333333333333
Dziękuję za uwagę, kocham cię mocno, miłość, przyjaźń, Francuz i dziękuję za życzenia <33
Cieszę się tak bardzo, że nawet sobie nie wyobrażasz! W sensie z tego, że Ci się podoba. Denerwowałam się tym odkąd zaczęłam to pisać... W końcu to Twoje fanfiki o Regulusie są jak na razie najlepsze na świecie, więc wiesz... Nerwy mnie zeżerały.
UsuńAle po kolei.
Fajowe te ciekawostki o Indianach, będę miała czym szpanować przed znajomymi. Oni tego nie wiedzą na pewno B)
"Chociaż pocałunek powinien być bardziej dwustronny." - tego trochę nie ogarnęłam, ale Sumi mi wyjaśniła, że pewnie chodziło Ci o odwzajemnienie (przez chwilę przestraszyłam się, że chciałaś opis pocałunku na dwie strony tekstu, Boże D:)...
No przecież to dlatego jest "kwiat ci we włosy" bo właśnie "chuj ci w dupę", ale pozytywnie. No halo xD To nie przypadkiem xD
Innym wariantem tytułu było np "Bania u Potterów he, bania u Potterów he, Bania u Potterów do ranaaaa" albo "Dżampreza u Potterów" (albo w sumie mogłoby być "Dżampreza u Dżemsa" xD), ale Sumi pomogła mi wymyślić najlepszy :3
No właśnie, też zauważyłam, że wiele jest ff o Huncwotach w szkole, wiele o dorosłych Lily i Jamesie, ale to tak bardziej pod romans sam w sobie, niż pod przedstawienie historii wojny, a mnie to interesuje bardzo ;__;
No z tym pomysłem, to bardziej było na zasadzie "po co Regulus mógłby w sumie przyjść do Jamesa... Hmm... A dobra, może horkruksy xD"... Także wiem, że to się jakby logicznie nie trzyma niczego, zwłaszcza, że gdyby oni wiedzieli o horkruksie, Dumbledore zacząłby go szukać wiele lat wcześniej itd. a jak wiemy, dowiedział się o tym z innych źródeł, więc... No, ale nie udało mi się dopasować niestety tego całkiem do fabuły :C Ale starałam się jakoś, na tyle, na ile byłam w stanie.
Remus jest Remusowaty? Dzięki :D Miło to słyszeć <3
""Upił łyk rumu porzeczkowego ze swojego kieliszka" - jak to? Nie sok dyniowy? Jak oni szybko dorastają!" - aż się łezka w oku kręci. I w zasadzie wcale nie przesadzam aż tak bardzo.
Cieszę się, że Ci się podoba, że wrzuciłam tam tych wszystkich ludzi <3 Bo to naprawdę było fajne, w sensie, ja bym chętnie coś o nich poczytała. Bo to są też ludzie z tej grupy trochę zapomnianych bohaterów, wspomnianych gdzieś raz w książce i tyle. I dzięki, że zwróćiłaś uwagę na tego Glizdogona. Bo ja się właśnie lubię tak bawić, że takie nawiązania tu i tam. W ogóle miałam, pisząc to, taką koncepcję, że to jest jak gdyby kluczowa scena też dla Glizdogona. Ten moment, kiedy uświadamia sobie, że jest po złej stronie. Tej, która przegra, a utwierdza go w tym właśnie Regulus. Poza tym wrzuciłam tam też te skarpety, o których potem wspomni w tych samych słowach Dumbledore Harry'emu przy zwierciadle Ain Eingarp, pożyczanie peleryny niewidki od Jamesa, ten kapelusz Elfiasa Dodge'a, geny dowcipnisiów Freda i George'a no i wiesz, to takie nic, ale mnie to najbardziej jara w pisaniu fanfików. :33
Oczy dałam szare, bo Syriusz też miał szare (o ile dobrze mi się wydaje), więc jakoś tak. Wyobrażam sobie, że byli bardzo do siebie podobni.
Szczerze mówiąc, mi też się nawet podoba końcówka, ale i tak ultradzięki za napisanie tego :3 W ogóle rządzisz tym komentarzem, kocham Cię bardzo i jeszcze raz najlepszego <3
Przyuważyłam skarpety oczywiście, nawet chciałam o nich wspomnieć w komentarzu, ale mi się magicznie zapomniało. I geny też, takie kochane, jajajaj. Rozumiem, że cię jara <3 W sumie po takie sceny najbardziej pisze się iczki, jak dla mnie :D
UsuńW ogóle "Jak ci się podoba impreza, Luniaczku?" skojarzyło mi się z "Podobało ci się pytanie dziesiąte, Luniaczku?" <3
Francuz <3
No jasne, to jest właśnie dla mnie najlepsze w ff, bo te wszystkie wątki romansowe też są super, oczywiście (dobra, nie wszystkie, ale wszystkie kanoniczne i te, które mogłyby się faktycznie wydarzyć bez całkowitego zmieniania charakterów postaci .-.), ale ja nigdy nie po to je piszę/czytam, bo zwykle to jednak dla tych drobnych scen, które tak każą wracać do książki. Chociaż w sumie z czytaniem to tak jednak nie do końca. Czytać mogę dla któregokolwiek z (dobrych!) powodów.
UsuńNo no, miałam to w pamięci, kiedy pisałam tamto zdanie :3 Bo to było takie kochano-Syriuszowe... Nie mogłam się oprzeć po prostu. Chociaż to już stare chopy so, to jednak ten Luniaczek... No cóż.
<3
4... 3... 2... 1...
OdpowiedzUsuńNie, ja nie umiem pisać komentarzy, a już w szczególności kiedy kogoś nie znam, ale wyobrażam sobie jak Ktoś patrzy na mnie wzrokiem typowego gwałciciela i czuję się w obowiązku skomentować, bo czytanie i niekomentowanie jest jak... *Uwaga, bardzo poetyckie porównanie.* Wchodzenie do sklepu, żeby skorzystać z WC. (Przez tą krótką chwilę udaję, że niektóre zdania jednak potrafię napisać mniej... No coś tam, określenia mi uciekają.) Także komentuję. Brawo dla mnie, jeszcze nie umarłam, bo się boję pisać komentarze nieznajomym, bo zawsze mam wrażenie, że każdy mnie ocenia. Koniec zabawy w psychologa.
Tak, a jednak się popłakałam, no co za zaskoczenie. Awww. W trakcie czytania zdążyłam zrobić przynajmniej kilka pedalskich par, typowa ja. Ale to stwierdzenie Jamesa, że "chciał tańczyć tylko z Łapą" awwww. Tak, masz przed sobą dziwną osobę, która łączy ich w parę i to jest urocze. Głównie wychodzi z tego drama, albo... nieważne... ale to jest urocze. Chcę zobaczyć Pottera tańczącego z Blackiem. Nieważne. Syriusz i Remus, też, tak, przy kominku, uroczo. To już czyjaś wina, że wyszło tak, że Wolfstar też shipuję, ale scena przy kominku... Romantycznie.
Ogólnie urodziny Jamesa i taki początkowy nieogar co się dzieje, bo jak ja zaczynam czytać, to czuję się jak wyrwana z innego kosmosu, w którym aktualnie przesiadywałam. Oki. Po co o tym wspomniałam? ;-;
Teraz chcę tort. Dzięki, niebieski tort, taki piękny, z lukrem, czekoladą, ze wszystkim, marcepanowe różyczki i te słodkie kulki, które kiedyś uważałam za niejadalne. Jestem głodna. I jeszcze kanapki! No proszę... W Żabce nigdy nie mają kanapek z szynką kiedy przychodzę, Dyskryminacja :C Za każdym razem kiedy piszę nie na temat powinnam dostawać cegłą w łeb.
Syriusz... Syriusz to moje kochanie. Serio. Ten moment kiedy otwiera Regulusowi... Jeny, nie, weźcie mnie, bo ja zaraz utworzę jakąś swoją teorię i znowu będę płakać. Ale kocham go całym sercem. Muszę mieć sporo serc, ech.
Znowu próbuję się wypowiedzieć na temat całości, ale nie mogę jakoś ogarnąć tego, co myślę. No ale w całości to jest po prostu kochane. Serio nie umiem komentarzy, ale kocham to mocno, płakałam na koniec.
Ten komentarz serio jest taki krótki? ;-; Kill me, plz.
Lusiaczek z całym swym zjebaniem kłania się i przekazuje wiadro miłości. A teraz idę wyżywać się emocjonalnie na płatkach śniegu, bo zimowy motyw jednak jest supi o ile ja siedzę w ciepłym.
Kończyć też nie umiem. Weny/Wena/czegokolwiek. Nie zjedz mnie, jestem niesmaczna jbc.
Jej.
UsuńUm, hej :)
:)))))))))))))))))))))))))))))))) (<-- też boisz się tej twarzy? To twarz psychopaty, serio!)
W ogóle, po pierwsze, strasznie Cię kocham, osobo, która mówi, że nie potrafi komentować, ale komentuje tak bardzo ślicznie i cudownie, że sama bym tak chciała, więc zazdroszczę <3
U mnie się nie trzeba niczego bać, bo tu panuje miłość, pokój, miłość, więcej miłości i miłość (i wpierdol, ale to tylko dla Misy i Sumi za to, że nie powiedziały mi nigdy o Tobie (tak, odkryłam już i pochłonęłam Twoje opowiadanie o Huncwotach i skomentuję je bardzo w najbliższym czasie (jak zdam maturę i takie tam (nieno, tak serio to jakoś niedługo xD (tak, lubię dużo nawiasów)))), a jak ktoś skomentuje te moje wszystkie dzikie, grafomańskie wywijasy, to normalnie całuję po stópkach.
(Zdradzę Ci sekret, że w sumie miało tam być to Remus x Syriusz, co troszkę widać, ale ponieważ uciekła mi trochę fa(hahahahaha)buła, nie ma. Co nie znaczy, że kiedyś coś nie ten tego. *wyjątkowo subtelna aluzja mode: off*
Słodkie kulki? Te takie niby-wisienki z dziwnego lukro-mazio-gluta? Kiedyś myślałam, że to jakaś pfutfudfsjblehblehblehfufufufu, ale teraz myślę, że są po prostu dziwne. Lubię dziwne. @-@
Przepraszam, że płakałaś (ale z drugiej strony się cieszę, bo to nie byle co w końcu, kurczę blade (Mikołajek <3)), nie chciałam ;__;
Ten komentarz jest kochany jak mało co <3
Widzimy się w Twoich komentarzach już niedługo.
Brace yourself, Ziemniak is coming.
Nie, no nie zniesę tego, zrujnowałaś mi życie, oczy mam jak pięciozłotówki i dobrze, że leżę, bo bym się przewróciła xD
OdpowiedzUsuńOdzwyczaiłam sie mocno od fanficków i parowania ze sobą możliwie nieprawdopodobnych do sparowania postaci a tu karwasz takie coś! Ziemniaku zaskakujesz mnie za każdym razem coraz bardziej :P
Przegladam blogi i tak patrze... Ożesz ty! Ja tego nie czytałam! O.o Ale do rzeczy... HARRRY POTTER W WYKONANIU SLODKIEGO ZIEMNIAKA, LISE-LOTTE!!! *.* To jest za dobre, żeby być wspaniałe.Przez Ciebie jestem w szoku, otępiała i nie kontaktuję. REGULUS ARTURS BLACK POCAŁOWAŁ JAMESA POTTERA???!! Nie wierzę. XD Ale w sumie wiesz co? To się musiało tak skończyć. Bo jak inaczej, kiedy Ty to pisałaś? XD xD xD Ogólnie kocham <3
OdpowiedzUsuńFanfic Harry'ego Pottera za czasów Huncwotów (pieje w kierunku słońca i wyje do księżyca). TAK TAK TAK.
OdpowiedzUsuńKocham twoje dialogi, są takie niewymuszone i sprawiają, że twoje postaci są inteligentne i interesujące. Nawet nie jestem pewna czy powinnam wygłaszać takie pewne osądy, bo część z bohaterów, o których myślę do tej pory wypowiedziała niecałe zdanie, ale to nie zmienia faktu, że się w nich zakochałam.
Bardzo fajnie też podążasz za kanonem, co nie jest proste. Sama swego czasu stchórzyłam i zrezygnowałam z podążania za nim. A szkoda, wielka szkoda. Zazdroszczę ci.
Dumbledore w mugolskiej folii <3
Kocham Prewettów całym swoim sercem. Od zawsze, na zawsze.
Naprawdę mam nadzieję, że żadne z naszych dzieci nie odziedziczyło tej skłonności do głupich żartów. Och, Molly, gdybyś tylko wiedziała…
Nie ma to jak wpaść na imprezę urodzinową najlepszego kumpla swojego brata i zepsuć cały nastrój. Gratuluję, Regi. twoje wejście smoka jak zwykle na miejscu.
Kurcze, tak strasznie przemawia do mnie motywacja Regulusa. Oczywiście nie był nigdy idealny, był skalany ideologią rodziny Blacków, i ty świetnie to opisałaś. Chyba zaraz umrę z emocji, bo nie mogę patrzeć na małego, rozbitego Regulusa. Zawsze go uwielbiałam.
Wow, nie spodziewałam się takiej nagłej przemiany Jamesa. Z drugiej strony jest on właśnie tego typu postacią – przynajmniej ja go sobie tak wyobrażam – która ślepo dąży do celu, który sobie wymyśliła, ale nagle, analizując fakty, jest w stanie z sekundy na sekundę przestawić się i zacząć iść w zupełnie innym kierunku. Ahhh…
Och, cześć, czemu by nie wstawić totalnie angstowego zakończenia? Ach, lubię angst bardziej niż chciałabym się do tego przyznać. Strasznie podobał mi się cały fic. Dzięki tobie mogłabym polubić parę James/Regulus.
Uwielbiam cię.
Znowu.